To mój krzyk i koło ratunkowe.

ŚWIADECTWO

Autor: Agnieszka

Modlitwa różańcowa, najprościej mówiąc, jest moją drogą do Boga i do człowieka, ale też moją drogą w Kościele. Nigdy nie sadziłam, że tak się stanie.

Jestem przykładem na to, że nawet nie mając świadomości, na różańcu można wyprosić wiele łask. Ja te dary ciągle otrzymuję. Przez wiele lat razem z mężem i wtedy jeszcze małą córką codziennie odmawialiśmy wspólnie jeden dziesiątek różańca. Robiliśmy to właściwie z przyzwyczajenia. To było trochę jak rytuał. Nie zastanawialiśmy się nawet, którą tajemnicę odmawiamy. Ten dziesiątek w zasadzie odmawialiśmy tylko ze względu na dziecko; chcieliśmy, aby miało jakiś „wzór”. Jednocześnie, jako małżeństwo przeżywaliśmy kryzys. Wiele lat żyliśmy razem, w jednym domu, ale obok siebie. Czułam, że sercem daleko oddaliłam się od męża. Na wiele lat oboje odeszliśmy też od sakramentu pokuty, a co za tym idzie, również od Eucharystii. Jedyne, co pozostało, to ta nasza wspólna, „pusta” (jak mi się wydawało) dziesiątka różańca. Dziś wiem, że Maryja była wtedy z nami, że działała bardzo dyskretnie i cicho, lecz skutecznie. W naszym życiu doszło do wielu trudnych wydarzeń, które sprawiły, że dosłownie stanęliśmy pod ścianą. Wtedy już bardzo świadomie, nie widząc drogi wyjścia z kryzysu między nami, z kłopotów dotyczących sytuacji w pracy i relacji z innymi, w bezsilności i rozpaczy zaczęliśmy wołać do Boga: „Ratuj!”.

W cieniu Matki

Każde z nas błagało Boga oddzielnie. Pan, właśnie w takich okolicznościach, dał nam łaskę wiary. Po wielu latach wróciliśmy do sakramentu pokuty. Wcześniej wydawało mi się to niemożliwe. Myślałam, że po tak długiej przerwie w spowiadaniu się, nie będę mogła przezwyciężyć strachu, że nie będę umiała się spowiadać. Eucharystia wreszcie przestała być tylko niedzielnym rytuałem. Teraz stała się codzienną potrzebą i pragnieniem. Zaczęliśmy także sięgać do Pisma Świętego i powoli otwierać na słowo Boże. Wzięliśmy udział w misjach ewangelizacyjnych w naszej parafii, które były dla nas nowym początkiem. Potem odbyliśmy kolejne rekolekcje. Z czasem nieśmiało zaczęła się w nas rodzić myśl o wejściu do jakiejś wspólnoty. Po kilku latach, przeżywając kolejną rocznicę ślubu dotarło do nas, że nasz związek zawarliśmy przed Bogiem 7 października, a więc w święto Matki Bożej Różańcowej. Zrozumieliśmy, że Maryja jest naszą szczególną patronką. To Ona, co dopiero teraz dostrzegam, tym niepozornym dziesiątkiem różańca prowadziła nas przez całe małżeństwo. Dzisiaj też wiem, że w ostatnim okresie przed naszym nawróceniem, były osoby, które modliły się konkretnie za nas i to właśnie na różańcu.

Wstawiennictwo bł. Pauliny

Jestem przekonana, że Pan Bóg za przyczyną Matki Bożej Różańcowej pozwolił mi w pewnym momencie życia poznać postać bł. Pauliny Jaricot, założycielki Żywego Różańca, której wstawiennictwu zawdzięczam pomoc w trudnej sprawie życiowej, związanej z brakiem pracy. To Bóg postawił na naszej drodze osoby, dzięki którym dzisiaj, oboje z mężem, jesteśmy członkami kół różańcowych. Poprzez Żywy Różaniec staliśmy się aktywnymi członkami naszej wspólnoty parafialnej, otworzyliśmy się na służbę innym, wreszcie odnaleźliśmy nasze miejsce w Kościele.

Dzisiaj różaniec jest moją codziennością. Dawniej był dla mnie pobożną praktyką, obecnie stał się osobistą formą rozmowy z Bogiem i moją drogą do Niego, przez Maryję. Czasem jest moim krzykiem, czasem przytuleniem się i trwaniem w Jego obecności, nierzadko, w chwilach trudnych, kołem ratunkowym. W zależności od tego, co aktualnie przeżywam i w jakiej duchowej kondycji jestem, pozwala wyciszyć trudne emocje.

Zawsze mam przy sobie

W kolejnych tajemnicach życia Pana Jezusa, które próbuję rozważać w różańcu odnajduję swoje życie. Modlitwa różańcowa często jest dla mnie zmaganiem, uczy mnie cierpliwości i wytrwałości, bo nierzadko trudno mi się na niej skupić, trudno zacząć, bo często jest nie tyle rozważaniem kolejnych tajemnic, co recytacją. Do modlitwy różańcowej ciągle dorastam i ciągle się jej uczę. Odkrywam, jak jest głęboka i jak stawia w centrum osobę Pana Jezusa. Na co dzień noszę różaniec w torebce lub w kieszeni, ale nie jako amulet, a jako znak żywej obecności i działania Pana Boga i Maryi w moim życiu. Nosząc go ciągle przy sobie wiem, że nie jestem sama. Towarzyszył mi w chwilach trudnych (np. takich, jak odchodzenie moich rodziców), ale i radosnych. Powoli uczę się na różańcu nie tylko prosić, ale i dziękować za to, co otrzymałam.

Z książeczką

Razem z mężem podjęliśmy decyzję, by modlić się wspólnie już nie jednym dziesiątkiem, a całą częścią różańca. W ten sposób chcemy zawierzać Bogu, przez ręce Maryi nie tylko nasze sprawy, ale też i innych ludzi. Początkowo nie za bardzo umieliśmy się skupić na rozważaniu tajemnic. Wtedy otwieraliśmy książeczkę, w której poszczególne tajemnice były przedstawione w obrazkach. Przy każdej tajemnicy skupialiśmy się na odwzorowującej ją ilustracji. Ta praktyka pozwoliła nam szybko zapamiętać kolejne tajemnice i części różańca, bo ich znajomość przez wcześniejsze lata gdzieś nam uciekła.

Moja recepta na odmawianie różańca? To po prostu wytrwałość i nie zniechęcanie się trudem, z jakim ta modlitwa na pewno się wiąże. Modlitwa różańcowa odmieniła moje życie i stale odmienia życie mojej rodziny. Wierzę w to głęboko!

Dorota



Zdjęcia pochodzą z serwisu www.freepik.com